piątek, 21 września 2012

Diament część 7

- Trochę się przeciągnęło, ale możemy już iść - Marlena przyszła by zabrać ją na obiecaną kilka godzin wcześniej karuzele. Nie musiała nic mówić. Widziała, że cierpi, słyszała jej nieme wołanie o pomoc. Chciała jej pomóc niezależnie od tego, jakie tego będą potem skutki.. Wtuliła się w nią jak zranione zwierze, pragnące akceptacji, szukające obrony przed wszelkimi atakami, których tutaj doświadczała Oczy miała zalane łzami, których już nie potrafiła powstrzymać. Po dłuższej chwili sama się od niej odkleiła - Dobrze się czujesz? – zapytała wówczas. - Tak, przepraszam cię, nie powinnam tego robić – zmieszała się ocierając łzy z policzka - Daj spokój, wszystko jest w porządku – uśmiechnęła się. – Idziemy stąd. Nie miała nawet siły zaprotestować. Za cel obrały sobie jeden z barów w miasteczku. W międzyczasie jakby z żalu, zaczęła opowiadać jej o rozmowie z Tomkiem, a ponieważ dróżka, którą szły nie była jakoś przeraźliwie długa to skończyła opowieść parę kroków przed bramą wejściową. Usiadły przy stoliku graniczącym z barem złożyły zamówienie znane już wszystkim pracownikom - Wiesz co? Podziwiam cię – zaczęła wreszcie Marie. – Zadajesz się ze mną, pomimo tylu nie przychylnych opinii o mnie. - Ulżyło ci? - zawołała ze zrezygnowaniem podając jej kufel. Doskonale jednak zrozumiała znaczenie słów, które przed chwilą padły – Nie przejmuj się nimi. Nie warto. Masz odwagę mówić o rzeczach dla nich nie wygodnych. - Teraz to już na pewno będą mieć w stowarzyszeniu odpowiednie zdanie na mój temat - Najpierw musieliby wysłuchać kogoś kto był tu przez cały ten czas, żeby móc wyrobić sobie obiektywne zdanie. Gdybyś jeszcze tego nie zauważyła jest kilka osób, które wierzą tobie, a nie im. – położyła szczególny nacisk na ostatnie słowa. Marie słuchała tego wszystkiego w milczeniu jednocześnie w duchu dziękując losowi za wspomnianą grupkę ludzi. W czasie rozmowy ujawniła również swoje marzenie z dzieciństwa, do którego jej zdaniem i tak się nie nadaje. W miłej atmosferze czas bardzo szybko zleciał. Podziękowały kelnerowi za miłą obsługę i ostatecznie wyszły z lokalu. - Mogłabym pójść z tobą do pani Marii? - spytała niespodziewanie Marie, gdy były już na terenie ośrodka - Mówiłam ci, że ciągle mnie czymś zaskakujesz? - Wiesz jestem znana głownie z tego powodu – droczyła się w dobrze im znany sposób. Co prawda dla osób postronnych był trochę nie zrozumiały ale mniejsza o to. - Są nasze zguby. Marie Krysia Ciebie szuka. Chce podsumować twój pierwszy samodzielny wyjazd - Dziękuje. – westchnęła ciężko na myśl o kolejnym starciu. - Dobrze, że mnie nie widziała wcześniej. - dokończyła z goryczą i rzuciła Marlenie spojrzenie mówiące wszystko - Naprawdę jest aż tak źle? - zapytała z uśmiechem pani Maria mimo, że już dobrze się domyślała co zaraz usłyszy. Całą sytuacje pomiędzy Marie, a jej wolontariuszką poznała poprzez rozmowy i własne obserwacje - Właśnie dlatego chciałam podziękować i przeprosić za to, że tyle czasu ze mną spędza –powiedziała kiedy na moment zostały same - Nie masz za co. – odpowiedziała domyślając się o co naprawdę chodzi – Jest na praktykach i się uczy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz